piątek, 23 stycznia 2015

12. "Odnajdujemy sens życia"

*Edward*

Niezmiernie się cieszyłem, że to wszystko dobiegło już końca. Ostatecznie, katastrofa lotnicza miała także swoje plusy, jednak dłuższy pobyt na tej wyspie mógłby doprowadzić do postradania zmysłów u co niektórych. Tamto miejsce było piękne i jakoś dawaliśmy sobie radę, ale tęskniliśmy za cywilizacją, głupimi mediami i internetem. Przede wszystkim za dobrym jedzeniem i mydłem. Zdecydowanie za mydłem.
Zszedłem na dół. Fajnie w końcu jest się odświeżyć. Victoria siedziała na kanapie, patrząc się na telewizor. Uniosła głowę i wwierciła we mnie spojrzenie.
- Rozumiem, że czeka nas poważna rozmowa - powiedziała spokojnie, a kąciki jej ust zadrgały. Westchnąłem i kiwnąłem głową. Nie mam zamiaru jej zbywać. Chcę być z Bellą jak najszybciej. Vic wstała i podeszła do mnie - Kochasz ją?
Zmarszczyłem brwi.
- Tak - przyznałem. Spodziewałem się, że zacznie mnie wyzywać i mnie uderzy, ale ona tylko się uśmiechnęła, przytuliła mnie i powiedziała coś, co całkowicie mnie zszokowało.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Musiałem mieć chyba otwarte usta ze zdziwienia, bo Victoria się smutno zaśmiała. Zdjęła pierścionek zaręczynowy i mi go oddała. Spojrzałem na nią.
- Daj go jej - pogłaskała mnie po policzku. - Wrócę do swojego starego mieszkania. Wielkie szczęście, że nikt go jeszcze nie kupił - oznajmiła, wzruszając ramionami.
- Victoria, ja naprawdę... - zacząłem, ale ona mi przerwała.
- Nie przepraszaj - pokręciła głową. Poszła do pokoju i spakowała swoje rzeczy. Po dwóch godzinach już jej nie było. Odwiozłem ją do jej starego mieszkania i podziękowałem. Gdy wróciłem już do siebie opadłem na kanapę. Byłem zmęczony, zszokowany i... ogólnie nie do życia. Victoria mnie zaskoczyła, bardzo pozytywnie. Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść. Nie pamiętam skąd to znam, ale najwidoczniej to prawda. Vicky mnie kochała i pragnęła mojego szczęścia, ono było ważniejsze od niej. Tylko nie wiem, dlaczego zachowywała się na wyspie... jak nie ona.
Potrząsnąłem głową i tak nic z tego nie rozumiejąc. Potrzebowałem snu we własnym łóżku, ale najpierw musiałem się dowiedzieć co z Bellą. Rozmówiła się z Thomasem? A może on jeszcze nie wrócił? Chciałem być z ukochaną, Spojrzałem na pierścionek, który leżał na stoliku. Nie dam go Belli. Kupie jej nowy, kiedy przyjdzie na to czas. Nie oświadczę się jej od razu. Mogę ją tym jeszcze wystraszyć. No i naprawdę musi upłynąć więcej czasu.
Wstałem i schowałem pierścionek do szafki. Przeciągnąłem się i wtedy właśnie usłyszałem pukanie do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Spojrzałem na zegarek. Było już późno.
- Otwarte! - jęknąłem.
Usłyszałem jak drzwi się otwierają. Odwróciłem się i od razu uśmiechnąłem, widząc Bellę. Podszedłem do niej i wziąłem torbę z jej ramienia. Stała nadal ze spuszczoną głową. Wyglądała na wykończoną.
- Wszystko dobrze? - zapytałem. Złapałem ją za podbródek i zmusiłem by na mnie spojrzała.
- Starcie z Thomasem nie należało do najprzyjemniejszych - westchnęła. Objąłem ją - Gdzie Victoria? - rozejrzała się.
- W swoim mieszkaniu - wzruszyłem ramionami - O dziwo, nie była zła. Życzyła nam szczęścia.
Zmarszczyła brwi zaskoczona. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem jej policzek.
- Wiem, miałaś ją za rudą sukę - powiedziałem. Bella zaśmiała się cicho i pokiwała głową.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łazienki.
- Kąpiel i spać - szepnęła głaszcząc mnie po policzku.

Leżałem i patrzyłem na śpiącą Bellę. W końcu ją przy sobie miałem i czułem, że to ta właściwa osoba. Moja Bella, znów przy mnie. Tu jest jej miejsce. Pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Pachniała moim szamponem, ale nadal wyczuwałem truskawkową nutkę. To był jej zapach. Jedyny, który mnie uspokajał. Choćby nie wiem co, nie pozwolę więcej na to, aby nasze drogi się rozeszły. Wtedy tak się stało przez moją głupotę, bo łatwo uwierzyłem.  Ale może to i dobrze? Sam nie wiem. Teraz pozostaje nam gdybanie.
Pogłaskałem jej policzek. Była śliczna i moja. Nie dam jej nigdy skrzywdzić. I nie będę jej zaniedbywał tak jak robił to Thomas. Wiem, że nie zawsze będzie łatwo. Jednak mamy już swoje małe szczęśliwe zakończenie. Wróciliśmy z wyspy, cali i zdrowi. Dzięki tej przygodzie zakopaliśmy nasz topór wojenny i znów jesteśmy razem, jako para.
Westchnąłem cicho i wtuliłem nos w jej włosy. Byłem zmęczony, ale musiałem to wszystko przeanalizować. Wiele się wydarzyło, naprawdę silnie to się na mnie odbiło. Na Belli pewnie też, ale to mały leń, ona kocha spać. Pocałowałem ją w czoło i sam zasnąłem.
Obudziłem się pierwszy. Jak już wspominałem, Bella to straszny leń i śpioch. Mogła by przespać cały dzień. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem ostrożnie, aby jej nie zbudzić. Wciągnąłem na siebie luźne dresy i zszedłem na dół, aby zrobić śniadanie. Po krótkim zastanowieniu, zrobiłem ulubione tosty brunetki. Przynajmniej kiedyś były ulubione, nie wiem jak jest teraz. Mamy do nadrobienia kilka lat. Wiele się zmieniło. Ale teraz mamy przed sobą wiele lat wspólnego życia, więc będzie dobrze. Wiem też, że czasami będzie ciężko. W każdych związkach są przecież kłótnie. Ale my przez to przejdziemy. Przeszliśmy przez coś o wiele gorszego, więc co to będą dla nas jakieś kłótnie?
Włożyłem dwa tosty do opiekacza i wyjąłem z górnej szafki dwa kubki, do których wsypałem kawę, zalałem wodą, a potem dolałem mleka. Była dziesiąta, więc Bella jakoś zniesie to, że ją obudziłem. Kawa postawi ją na nogi.
Nałożyłem tosty i kawę na tackę i poszedłem na górę. Bella pochrapywała. Zaśmiałem się. Gdybym jej to powiedział, byłoby "Ja nie chrapię! Zdawało ci się". Prawda jest taka, że ta mała jak chrapnie to gorzej ode mnie! Nieczęsto jej się to zdarza, ale jak już to porządnie. Pokręciłem głową. Położyłem tacę ze śniadaniem na szafce obok łóżka, a sam się wpakowałem koło niej. Zacząłem delikatnie ją całować. Mruknęła coś niewyraźnie i machnęła ręką, uderzając mnie.
- Ała! - przygryzłem jej dolną wargę. - Nie bij mnie.
- To mnie nie budź - mruknęła, odwracając się do mnie plecami.
- To nie. A zrobiłem ci śniadanie - westchnąłem, robiąc minę męczennika - Jak zwykle nikt...
- Śniadanie? - przerwała mi i przekręciła się na plecy - Przepraszam - uniosła się i szybko mnie pocałowała.
- Wolisz śniadanie ode mnie, okej - wydąłem usta.
- W tej chwili tak kochanie. Wybacz. Jestem diabelnie głodna.
- Jak zwykle nikt mnie nie docenia - powiedziałem to, co miałem powiedzieć wcześniej, ale mi przerwano. Bella spojrzała na mnie z tostem w buzi. Odłożyła go, przełknęła i mocno się we mnie wtuliła, całując. Pogłaskałem ją po plecach i uśmiechnąłem się.
- Kocham cię, mała, zjedz - przeczesałem jej włosy. Podarowała mi jeszcze jednego, małego całusa i pokiwała głową. Wróciła do jedzenia. Ja także się poczęstowałem.
- Tęskniłam za kawą - zamruczała, pijąc gorący napój. Musiałem przyznać jej rację.
- Straszne z nas mieszczuchy - zachichotałem.
- Mhm - pokiwała głową i oblizała usta - Nigdy więcej nie wsiadamy do samolotu - oparła się o mnie plecami.
- Nigdy więcej - objąłem ją i pocałowałem w tył głowy - Ale przynajmniej się pogodziliśmy i jesteśmy razem.
- W każdej katastrofie jest jakiś plus - zachichotała. - Wcześniej nawet o tym myślałam, że gdyby nie ta katastrofa... Byłabym już żoną Thomasa - zadrżała na tę myśl. Oplotłem mocniej swoje ramiona wokół niej i pocałowałem ją.
- Ale jesteś tu, ze mną i to moją żoną zostaniesz - powiedziałem pewnie. Milczała, a potem odwróciła się do mnie, przygryzała wargę uśmiechając się delikatnie. Uniosłem brew w pytającym geście.
- Zostanę? - szepnęła cicho, a ja pokiwałem głową.
Rzuciła się na mnie, szaleńczo całując i przeczesując moje włosy.
- Od zawsze podobało mi się twoje nazwisko - zaczęła się śmiać w moje usta. Wywróciłem oczami. To jest moja Bella. Jedyna osoba, którą kocham.

_____________________________________________________________

Kinga: Hm, rozdział jest. Nie jest najlepszy, właściwie ciężko go sklasyfikować. Strasznie nam się go pisało, bo nie miałyśmy pojęcia co napisać. Jednak wiemy, co znajdzie się w następnym. Epilog. Tak, tak. Szybko, ale cóż, czasami tak już jest. Mamy w planach następnego bloga, jest już gotowy (czekamy tylko na zwiastun), razem z epilogiem dodamy link to niego :) Więc... Tyle :) 
Natalia: Co ja tu mogę powiedzieć? Z rozdziału zadowolona zbytnio nie jestem. Ogólnie z tego jak potoczyło się NW. To wszystko miało być inaczej. Ale cóż, spieprzyłyśmy sprawę, więc są tego konsekwencje :) Na pewno nie pozwolimy aby kolejny nasz blog był powtórką tego :)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

11. "Gdy wszystko się wyjaśnia"

*Bella*

Zamruczałam cicho, gdy Edward leniwie całował moje nagie ramię. Nadal mieliśmy przyśpieszone oddechy, a mi wirowało w głowie. Czułam się zrelaksowana, a moje ciało w końcu odpoczęło i porzuciło ciągły stres. Zatraciłam się w nim i w uczuciu do niego. Nie ma co dalej ukrywać, prawda? Kocham go, kocham tego człowieka i nic tego nie zmieni. 
Pogłaskałam jego nagie ramię. Zadrżał delikatnie, a ja się uśmiechnęłam. Owinęłam swoje ciało wokół jego. Był taki miękki i ciepły. Pocałowałam go, a on zamlaskał. Zaczęłam się śmiać. 
- Przestań mlaskać, fuj! - przygryzłam jego dolną wargę. Wie, że nienawidzę mlaskania!
Zaśmiał się cicho i pocałował mnie w nos.
- A może ja lubię sobie mlaskać? - mruknął, układając głowę na moich piersiach i uśmiechnął się leniwie - Jak tutaaaaaj wygodnie - głaskał dłonią moje biodro - Nie chce mi się tam wracać - odezwał się po kilku sekundach - Chcę być z tobą. Już cały czas. I z nikim innym.
- Cieszę się, że to mówisz - przeczesałam jego włosy. - Dobrze wiesz, że musimy tam wrócić, skarbie - westchnęłam.
- Wiem, wiem, Bello, ale nie chcę tego. Nie wiem też, co mam zrobić z Victorią - wziął głęboki oddech.
- Kochasz ją - szepnęłam. Spojrzałam na niego, znieruchomiał. A potem westchnął ciężko i pokręcił głową. Odsunął się nieco. I ja przestałam się poruszać, a nawet oddychać. W pewien sposób, jego zachowanie wzbudziło moją czujność. Czy jego ruda narzeczona mi zagrażała? Pewnie, że tak. To ona jest jego narzeczoną.
- Kocham - szepnął, patrząc mi w oczy, Spuściłam głowę, czując łzy w oczach. Zaczęłam płytko oddychać, czując niesamowity ból w klatce piersiowej. Właśnie się z nim kochałam. Przed pięcioma sekundami byłam szczęśliwa, a teraz czuję się tak jakby ktoś wyrwał serce z mojego ciała, rozdeptał je i na nowo wsadził. To nie fair. Dostałam lizaka, powąchałam i ktoś mi go zabrał.
- Rozumiem - szepnęłam, starając się odgonić łzy. Nadaremnie. Spłynęły po moich policzkach. Jestem żałosna. Przecież od samego początku wiedziałam, że on ją kocha. A mimo to... dałam się ponieść marzeniom.
- Bella, nie... - słyszałam w jego głosie... co? Przerażenie? Uniósł moją brodę i kciukami starł słone krople - Kocham Victorię, nie będę cię okłamywał. Ale ciebie kocham bardziej - pochylił się, aby złożyć na moich wargach delikatny pocałunek - Nie płacz, błagam. Nie chcę abyś przeze mnie płakała. Kocham cię Isabello Swan. Możesz być tego pewna.
Wtuliłam się w niego, chowając twarz w jego szyi i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Czemu on mi tak robi? Tak nie można? Wdychałam jego słodki zapach, próbując się uspokoić, ale nie za bardzo to działało, nie tym razem. Nie chcę go znów stracić, dopiero co go odzyskałam po tylu latach w nienawiści, udawanej nienawiści.
Gdybym nie wmówiła sobie, że go nie potrzebuję, nie dałabym rady. Cholernie go potrzebowałam, dlatego uważałam, że tak nie jest. Była to pewna linia obrony. Uwierzyłam w to, że Edward jest moim wrogiem, by bronić samą siebie. Na tej wyspie to zniknęło, ponieważ poczułam się zagrożona i tylko on mógł sprawić, aby było inaczej. On był bezpieczny. On jest moim bezpieczeństwem.

Leżałam na plaży, z dala on innych. Edward rozmawiał z Victorią. Oboje postanowiliśmy, że nie chcemy robić scen rozłąki tutaj, wśród ludzi, którzy mają swoje zmartwienia i niepotrzebne im cudze dramaty.
Odwróciłam się, by spojrzeć na ukochanego. Siedział, a Vicky się do niego przytulała. Westchnęłam i pokręciłam głową, znów wpatrując się w ocean. Thomas nawet się mną nie zainteresował, ale teraz już mnie to nie obchodziło. Ta cała katastrofa ma swoje dobre plusy. Odzyskałam Edwarda, przekonałam się jaki naprawdę jest mój narzeczony. Ale przez jakiś czas muszę się Rudym dzielić. Wiem, że mnie kocha. Kiedy tylko się stąd wydostaniemy, będziemy razem. On zostawi Victorię, ja zostawię Thomasa. Prawda? Zamknęłam oczy i podciągnęłam kolana.
Nie ma innego wyjścia. Teraz, kiedy odzyskałam Edwarda, kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie wyobrażam sobie, że mogę żyć u boku kogoś innego, bez mojego ukochanego. Samo wyobrażanie sobie takiego życia, w którym Edward jest mężem tej suki, sprawia mi ból. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Nie ma co się zadręczać. Ja i Edward będziemy razem. Innej opcji nie ma. Znów spojrzałam na ukochanego i nasze spojrzenia się spotkały.
- Kocham cię - powiedziałam bezgłośnie, a on odpowiedział mi tym samym. Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Chciałam, żeby już był wieczór. Bo wtedy znów będziemy razem.
Usiadłam, słysząc cichy charkot. Rozejrzałam się i znieruchomiałam. Na niebie pojawiły się dwa helikoptery, które zmierzały tu! Wstałam i spojrzałam w górę. Ludzie na plaży, stanęli pod drzewami, aby maszyny mogły wylądować. Zasłoniłam oczy, bo wiatr powodował, że piach wirował na całej powierzchni plaży. W końcu wszystko ucichło i zgasły silniki.
Odwróciłam się i spojrzałam na Edwarda. Uśmiechnęłam się szeroko. Jesteśmy uratowani! Podparłam się o drzewo. Ugryzienie nadal bolało, wiedziałam, że po powrocie czeka mnie wizyta u lekarza.
Thomas nadal mnie ignorował, ale teraz to nie bolało. Najważniejsze było, że odzyskałam Edwarda i jego miłość do mnie. Kiedy tylko wrócimy, ze swoim narzeczonym nie chcę mieć nic wspólnego. Ciekawe tylko jak Victoria zareaguje na wieść o tym, że nie zostanie panią Cullen, a jej narzeczony jest mój.
- Wszystko w porządku? - podskoczyłam, słysząc głos ukochanego - Zbladłaś.
- Nic mi nie jest - posłałam mu uspokajający uśmiech - Boli tylko ugryzienie.
Kiwnął głową i objął mnie w pasie. Byłam mu wdzięczna, bo ból naprawdę stawał się dokuczliwy. Po godzinie niektórzy byli już w helikopterach. Reszta została jeszcze na wyspie, bo wszyscy się nie zmieścili. Siedziałam koło Edwarda, ale to nie ja do niego się przytulałam, tylko Victoria. Thomas był jednym z tych, który został, by zaopiekować się innymi. Nawet się mną nie przejął. Nieważne.
Spojrzałam na Edwarda. Victoria szeptała mu coś do ucha, wolną ręką głaszcząc go po policzku. Przypomniały mi się ich igraszki w samolocie, przed wypadkiem. Wzdrygnęłam się.
Odwróciłam głowę. Chociaż wiedziałam, że mnie kocha, bolało mnie to, że ona go dotyka. Kiedy startowaliśmy, zacisnęłam pięści na fotelu. Wcześniej nie bałam się latać samolotem, ale jestem pewna, że ten raz jest moim ostatnim. Nigdy więcej. Poczułam ciepłą dłoń na swojej. Spojrzałam w dół, a potem w górę, na Edwarda. Victoria siedziała naburmuszona z opaską na oczach. Uśmiechnęłam się i ścisnęłam rękę Edwarda. Jego dotyk, nawet taki niewielki, działał na mnie uspokajająco.
Nikt nie zwracał na nas uwagi. Oparłam się i zamknęłam oczy. Edward masował moją dłoń kciukiem. Czułam, że przesunął się bardziej w moją stroną. Szarpnęło nami delikatnie, a ja wylądowałam w jego ramionach.
- W porządku? - zapytał, ściskając mnie mocno.
- Jasne, dzięki - kiwnęłam głową. Spojrzałam na Victorie.
Oups.
Obserwowała nas z zaciśniętymi ustami. Miałam ochotę się zaśmiać, ale tu było jeszcze tłoczniej niż na plaży i darowałam sobie. Chrząknęłam cicho i się odsunęłam. Nie chciałam aby robiła Edwardowi sceny w tej chwili. I tak będzie musiał jej powiedzieć o nas, ale możemy zaczekać z tym do momentu, kiedy bezpiecznie wylądujemy. Puściłam też dłoń ukochanego, aby tej suce nie dawać pretekstów. Już się nie mogłam doczekać aż wrócimy do domu, Edward rzuci Victorię, ja Thomasa i będziemy razem. Teraz nie możemy pozwolić aby cokolwiek i ktokolwiek między nami coś zepsuł. 

Wylądowaliśmy jakiś czas później. Nie wiedziałam dokładnie ile minęło. Wyszliśmy z maszyn, na lotnisku było pogotowie. Uśmiechnęłam się widząc zabudowania i innych ludzi. Wróciliśmy do domu. 
Podszedł do mnie jeden z lekarzy i zapytał, czy coś mi dolega. Przypomniałam sobie o pająku, ale pokręciłam przecząco głową. 
- Wszystko dobrze, panie doktorze - oznajmiłam, troszeczkę przy tym kłamiąc. 
Nagle obok mnie znalazł się Edward. Położył mi dłoń na ramieniu, a drugą, wolną ręką podwinął moją koszulkę. Ugryzienie nadal było widoczne. Wypukłe, zaczerwienione i bolące. 
- Coś ją ugryzło, jakiś większy pająk - oznajmił ukochany. I tym sposobem zamiast do domu, trafiłam do szpitala.
Edward był ciągle przy mnie. Nie wiem jak wytłumaczył to Victorii, ale niezbyt mnie to interesowało. Ważne, że ukochany był ze mną. A już szczególnie byłam mu za to wdzięczna, kiedy dawali mi jakiś zastrzyk, bo ja nienawidzę igieł i on doskonale o tym wiedział.
- Jeszcze dziś powiem o nas Victorii - szepnął, składając na moich ustach lekki pocałunek - A ty Thomasowi. I będziemy razem - przesunął knykciami po moim policzku - Kocham cię, Swan.
- Wiem, Cullen - przekręciłam głowę i pocałowałam jego nadgarstek.
Godzinę później, na szczęście, mogłam wyjść ze szpitala. Przepisali mi jakąś maść. Nie mogłam wykupić recepty od razu, bo nie miałam przy sobie pieniędzy. Edward też nie. Większość rzeczy została na wyspie. Jednak nie były to jakieś wielkie straty. Tyle tylko, że będzie trzeba wyrabiać wszystkie dokumenty na nowo, co może być męczące.

Thomas wszedł do mieszkania. Był już późny wieczór, a on dopiero wrócił z wyspy. Edward był z Victorią. Musieliśmy szczerze porozmawiać z naszymi fałszywymi, drugimi połówkami.
- Hej - podszedł do mnie i chciał mnie pocałować. Odsunęłam się szybko, a on uniósł brew.
Dziwne, jak on może się zastanawiać, czemu mu odmawiam? Myśli, że wrócił i wszystko będzie dobrze. Nie po tym jak nie zainteresował się mną, gdy się bałam, cierpiałam. Nie po tym jak odzyskałam Edwarda.
- Co jest? - zapytał.
- Jesteś śmieszny - parsknęłam. - Przez cały czas miałeś mnie gdzieś, a teraz chcesz się całować? To koniec, Thomas, przepraszam - zdjęłam pierścionek z palca i mu go oddałam. - Nie będzie żadnego ślubu.
Poszłam do sypialni, miałam już tam swoje rzeczy, które zostały w domu. Wzięłam torbę na ramię. Musiałam się wynieść, bo to był jego dom.
_______________________________________________
Natalia: Hej! :) W końcu się sprężyłyśmy i notkę napisałyśmy. Nie da się też ukryć, że blog zostanie zakończony szybciej niż miałyśmy to w planach, ale na to niestety nic już nie poradzimy :) Ale o to się nie martwcie, będzie kolejny blog, którego autorkami będą s.w.e.e.t.n.e.s.s i CM Pattzy! :) To ja tyle :3 Trochę późno, ale ten... Szczęśliwego Nowego Roku!!! 
 Kinga: Joł. Ja wyjaśnię, czemu zostanie zakończony wcześniej. Powód jest taki, że nie wyszedł nam tak jak powinien. Historia jest okej, ale stać nas na coś lepszego i my tego od siebie wymagamy. Mamy już pomysł na nowe opowiadanie. Wydaje mi się, że jest fajny i Was zaciekawi. Teraz rozdziały będą pojawiać się częściej, aby jak najszybciej dobiec do epilożka. Pozdrawiam Was gorąco <3 
Mrs. Punk