niedziela, 3 sierpnia 2014

08. "Pamiętamy o błędach"

*Edward*

Wpatrywałem się w śpiącą na mnie brunetkę i głaskałem ją leniwie po plecach. Byłem naprawdę największym idiotą jakiego poznała ludzkość. Miałem przy sobie wspaniałą dziewczynę, która mnie kochała i którą kochałem ja. Ale oczywiście musiałem to spierdolić. Gdyby nie moja głupota, zapewne to ona w niedalekim czasie stałaby się moją żoną, a nie Victoria. I być może nie bylibyśmy uwięzieni na tej wyspie, ale nawet jeżeli, nie przeszkadzałoby mi to. W sumie teraz też już nie przeszkadza, bo ją odzyskałem. W jakimś stopniu. Mogę z nią przebywać, ale ona nie jest już moja. I nigdy nie będzie. Tylko tego skurwiela, który interesuje się innymi, a nie nią! Najchętniej bym go zamordował, ale nie chcę trafić do więzienia przez takiego imbecyla. Bella poruszyła się niespokojnie i wymruczała coś niewyraźnie. Zacisnąłem mocniej ramiona wokół niej i przycisnąłem wargi do jej czoła. Zacząłem cicho nucić kołysankę, którą tak dawno temu dla niej skomponowałem. Albo mi się wydawało, albo Bella uśmiechnęła się delikatnie. Zapomniałem już jakim interesującym zajęciem jest przyglądanie się jej, gdy śpi. Ciekawe czy nadal papla przez sen. Tylko ta myśl przewinęła mi się przez głowę, a usłyszałem jej zaspany głos. Matko, jak ja za tym tęskniłem.
- Samolot - wymamrotała, a ja się cicho zaśmiałem. Obserwowałem jej twarz, ale coś mi się nie zgadzało. Bella zaczęła drżeć.
- Edward! - krzyknęła i otworzyła gwałtownie oczy, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Bell, cicho, ćśś jestem tu - pogłaskałem ją po policzku, ścierając łzy. Dziewczyna gorączkowo się we mnie wtuliła. Pewnie miała koszmar. Nie zdawałem sobie dotąd sprawy jak bardzo źle przeżyła tę katastrofę. Kołysałem nami uspokajająco. Pocałowałem ją lekko
- To tylko sen - powiedziałem, spojrzałem na nią troskliwie, a ona pociągnęła nosem. Była w tej chwili taka bezbronna. Moja mała.
- Śnił mi się wypadek - wychlipała.
- Nic nam nie jest kochanie - szepnąłem całując ją we włosy - Jesteśmy tu razem. Nie pozwolę aby stała ci się krzywda. Jestem przy tobie - głaskałem jej ramię, a ona zaczęła się uspokajać.
- Cieszę się - położyła mi głowę na ramieniu i zamknęła oczy.
- Z czego maleńka? - zgarnąłem jej włosy za ucho. Zawsze lubiłem się bawić jej włosami.
- Pogodziliśmy się. To wiele dla mnie znaczy - spojrzała mi w oczy - Nie wiem czy bez ciebie bym sobie poradziła - w jej czekoladowym spojrzeniu widziałem szczerość.
- Dla mnie też jest to ważne - przyznałem z lekkim uśmiechem - Jestem przy tobie i nigdzie się już nie wybieram. Czy ci się to podoba czy nie.
- Podoba - zaśmiała się i musnęła moje wargi swoimi - Musimy już wracać, nie sądzisz? Niedługo wszyscy wstaną i zobaczą naszą nieobecność. Bynajmniej twoją - dodała ciszej.
- Teraz już nie jesteś sama - pocałowałem ją słodko i wstałem - A twojego narzeczonego nadal mam ochotę zabić.
Szliśmy w milczeniu. Trzymaliśmy się za rękę i po prostu zmierzaliśmy do punktu, w którym nasz samolot się rozbił. Co jakiś czas zerkałem na Bellę, cieszyłem się, że jestem tu z nią. Że nic jej nie jest. Jestem pewien, że nawet jeśli byśmy się nie pogodzili, a jej coś by się stało... Nie, nie mógłbym sobie tego wybaczyć. Kiedyś, gdy byliśmy szczeniakami, obiecałem jej, że zawsze będę ją chronił. Zawsze. I zamierzam dotrzymać obietnicy. Kocham ją.
Gdy widać było szczątki samolotu, musiałem puścić jej dłoń. Bella delikatnie się do mnie uśmiechnęła i poszła w inną stronę. Ja znalazłem Victorię. Przytuliła się do mnie. Objąłem ją i westchnąłem cicho. Co ja właściwie czuję?
Kocham Victorię. W końcu jestem z nią wiele lat, ale... Belle też kocham i ją znam dłużej. Będę musiał się poważnie zastanowić nad swoimi uczuciami. Zastanowić się, którą z tych kobiet kocham bardziej. Ale chyba wiem którą. Raz na jakiś czas zerkałem na Belle i za każdym razem miałem ochotę do niej podejść i ją przytulić, bo znów siedziała sama. A ten skurwiel zajmował się jakąś lafiryndą, którą rozbolała noga. Jakoś wątpiłem, że ta noga bolała ją naprawdę. W duchu liczyłem na to, że znów uda nam się z Bellą spędzić wspólną noc. Chciałbym z nią spędzić jak najwięcej czasu, ile tylko będzie nam dane. Z drugiej strony czuję wyrzuty sumienia wobec Vicky. Nie chcę jej oszukiwać, ale nie wiem, co mam jej powiedzieć. Tak krótki czas przed ślubem wszystko się pokomplikowało. Wiem, że jeśli zdecyduję się zostawić Victorię będę skurwielem, ale za to jakim nieszczęśliwym skurwielem. Wątpię aby udało mi się zapomnieć o Belli, nie teraz, gdy wszystko sobie wyjaśniliśmy. Och, czemu tu wszystko musi być takie pokręcone?
- Kochanie, coś się stało? - z rozmyślań wyrwał mnie zmartwiony głos mojej narzeczonej. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko, a potem pokręciłem przecząco głową. Victoria pocałowała mnie lekko.
- Jestem po prostu zmęczony, chciałbym już być w domu - z jednej strony to kłamstwo, bo nie to mnie martwiło i zajmowało. Jednak w jakiejś części te słowa były prawdą.
Co będzie po powrocie? Będę miał kontakt z Bellą czy nasze drogi znów się rozejdą? Jezu, jak to brzmi.. Gdy wrócimy, ja zostanę mężem Victorii, a ona żoną tego skurwiela. I co? Będziemy się spotykać w tajemnicy przed wszystkimi i będziemy kochankami? Jeśli tylko takie byłoby wyjście, musiałbym to zaakceptować. Każde rozwiązanie tej sprawy będzie złe. Nie chcę zdradzać Victorii, ale jeśli ją zostawię to ją zranię. Choć w tym pierwszym wypadku również, bo kłamstwo ma krótkie nogi i prawda zawsze wyjdzie na jaw. Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Może jak nie będę tak zmęczony, uda mi się spojrzeć na to wszystko z innej, lepszej perspektywy. Kiedy otworzyłem oczy, zauważyłem, że Bella mi się przygląda. Była zmartwiona, widać przejęła się moim obecnym stanem. Serio wyglądam aż tak źle? Położyłem się na piasku, odwrócony w jej stronę. Uśmiechnąłem się delikatnie do niej. Czułem jak Victoria głaszcze moje ramię. Wolałbym mieć tu Bellę, naprawdę wolałbym mieć ją obok siebie.

Obudziłem się. Było już ciemno. Nie pamiętałem nawet kiedy zasnąłem, spojrzałem w miejsce gdzie poprzednio siedziała Bella, ale już jej nie było. Usiadłem i rozejrzałem się, nigdzie jej nie było. Zmarszczyłem brwi.
- Pssst! - usłyszałem coś za sobą, odwróciłem się i zobaczyłem ją. Wstałem i poszedłem w jej stronę. Gdy byliśmy wystarczająco daleko Bella przytuliła się do mnie. Odetchnąłem i objąłem ją mocno, wdychając jej zapach. Tak, tego mi było trzeba.
- Tęskniłem - wymruczałem. Uniosłem jej twarz palcem i pocałowałem ją słodko. Bella objęła mnie za szyję oddając pocałunek.
- Ja też - czułem, że się uśmiecha - Przejdziemy się?
- Jasne - zwiększyłem dystans między nami, ale o niewiele i wziąłem ją za rękę.
Nie odzywaliśmy się zbyt wiele. Panowała między nami cisza, ale nie była niezręczna. Oboje lubiliśmy sobie pomilczeć. Kiedyś, zanim wszystko spierdoliłem, potrafiliśmy siedzieć ze sobą w milczeniu naprawdę długo. I ani mi, ani Belli nigdy to nie przeszkadzało. W końcu Bella przerwała tą ciszę.
- Edward, co my zrobimy? No wiesz, po powrocie? Jak to będzie? - odwróciła głowę w moją stronę. Pogłaskałem kciukiem zmarszczki między jej brwiami.
- Nie wiem Bells - przyznałem i cicho westchnąłem - Naprawdę nie wiem, ale coś wymyślę, obiecuję - uniosłem jej dłoń do swoich ust i ją pocałowałem. Zarumieniła się, a ja cicho zachichotałem. Bella wydęła wargę, udając obrażoną, a to wywołało u mnie jeszcze większy śmiech. Wyglądała tak słodko, że nie mogłem się powstrzymać. Pochyliłem się i przygryzłem jej wargę.
- Zawsze coś wymyślisz - wymruczała z wargą w moich zębach. Pokiwałem głową entuzjastycznie.
- Dokładnie, panno Swan, nie ma co do tego wątpliwości - zacząłem ją całować. Bella oddawała pocałunki. Odsunąłem się zanim posunęlibyśmy się dalej.
- Co jest? - zapytała, przygryzając i skubiąc swoją wargę.
- Bello, nie chcę zdradzać Victorii - szepnąłem, powinna wiedzieć, prawda? Próbowała ukryć, że jej to nie ruszyło, ale widziałem po jej oczach, że moje słowa w jakiś sposób ją zabolały. Pożałowałem, że się nie zamknąłem. Najpierw Thomas olewa ją, bo ważniejsza jest dla niego praca, a teraz ja odwalam taki numer. Nie mogłem patrzeć na nią, gdy była smutna. A szczególnie przeze mnie. - Zapomnij co powiedziałem - mruknąłem i znów zacząłem ją całować.
No dobra, nie oszukujmy się. Nawet gdybym się starał nie zdradzić Victorii, po wczorajszej nocy, wytrzymałbym jeszcze jakieś... dziesięć minut?
- A-ale nie, skoro nie chcesz jej zdradzić, nie rób tego tylko po by mi nie było przykro - odsunęła się ode mnie, uśmiechnęła się do mnie smutno. Kurwa, Cullen, zrób coś! Ale co ja mam zrobić, nie wiem jak to odkręcić, czy to w ogóle da się jakoś załagodzić. Po prostu nie wiem jak jej wyjaśnić to co czuję. Sam nie potrafię tego sobie wytłumaczyć i ogarnąć.
- Bell, to nie tak - jęknąłem - Pragnę cię, naprawdę, ale... Kocham Victorię... - palnąłem, zobaczyłem w jej oczach tak okropny ból.
Zamiast załagodzić sprawę to ja wszystko pogarszam. Bella nawet nie próbowała walczyć z mimiką twarzy, a ja poczułem się jak ostatni skurwiel. Gorszy od tego jej Thomasa.
- Chodźmy lepiej poszukać czegoś  do jedzenia - powiedziała i szybko się ode mnie oddaliła, ale ją dogoniłem. Próbowałem coś wymyślić, ale nic mi nie przychodziło do tego głupiego łba.
Minęło kilkanaście minut, tak strzelam, a Bella nadal milczała. Westchnąłem i złapałem ją za rękę, spojrzała na mnie smutno i wzięła ją. Zabolało, ale chyba należy mi się.
- Patrz - powiedziała i wskazała na drzewo, spojrzałem w górę, rosły na nim banany.
- Wysoko - mruknąłem - Ale jeśli wdrapiesz mi się na ramiona.
- Powinnam dosięgnąć - kiwnęła głową, podeszliśmy bliżej. Kucnąłem, a ona wdrapała mi się na ramiona. Niestety, nadal było za nisko.
- Może spróbuj stanąć? - zaproponowałem.
- Hm, okey - stanęła i po chwili dostałem czymś w łeb - Ups. Przepraszam - zaśmiała się. Pół metra od siebie zobaczyłem banany.
- No wielkie dzięki - mruknąłem z uśmiechem - Zrywaj je lepiej. Ale tak, żebym nie dostał.
- One same tak spadają! - tym razem nie dostałem.
Po chwili Bella krzyknęła i zeskoczyła z moich ramion.
- Edward! Mam coś za bluzką! - pisnęła.
- Spokojnie, to pewnie jakiś liść - zaśmiałem się, widząc jak się szamota się, próbując ściągnąć bluzkę. Nie było mi już tak do śmiechu, gdy ją ściągnęła, a ja na jej plecach zobaczyłem czerwony, dość duży ślad. Spojrzałem na bluzkę leżącą na ziemi, kopnąłem ją, a z niej szybko wybiegł pająk. Nie znałem się na tym, ale nie trudno było zgadnąć, że ugryzł Bellę. Kurwa. Podszedłem do dziewczyny, oddychała ciężko i dostała wypieków, ale nie takich do jakich mnie przyzwyczaiła.
- Bella? - teraz już naprawdę się bałem. Złapałem ją szybko, ratując przed upadkiem.
- E-edward.. - jęknęła słabo - Z-zimno mi - kurwa, przecież tu było gorąco, a nie zimno! Nadepnąłem na tego pająka, zabijając go. Wziąłem Bellę na ręce.
- Już malutka, spokojnie - szepnąłem - Zaraz będzie po wszystkim - przytuliłem ją do siebie i ruszyłem w stronę "głównej" plaży. Dziewczyna zaczęła się trząść i szczękać zębami. Przyśpieszyłem i po chwili wybiegłem na plaże. Znalazłem tego skurwiela, jej narzeczonego. Przecież jest sanitariuszem, tak?!
- Pomóż jej! - krzyknąłem i ułożyłem brunetkę na ziemi.
- Co się jej stało? - zapytał spokojnie. To kurwa opanowanie zawodowe, czy mu na niej nie zależy?!
- Jakiś pająk ją ugryzł - wskazałem na ugryzienie widoczne na jej plecach. Thomas Skurwiel popatrzył chwile na swoją narzeczoną.
- Bella jest silna, wyliże się - wzruszył ramionami. Jakby kurwa mówił o psie! Wziąłem go za szmaty i walnąłem w twarz. Skulił się, a gdy wstał z jego nosa spływała obfita ilość krwi. Splunął i z łaską kucnął koło Belli.
- Nie mam pojęcia, co to był za pająk! - warknął - Skąd mam wiedzieć, nie znam się na tym, cholera jasna! - przejechał dłonią po ugryzieniu - Ale nie wygląda za dobrze - wzruszył ramionami - Można by to przemyć - wyjął wodę źródlaną, w butelce. Przemył małą ilością ranę - Więcej nie mogę, jest dużo rannych - skwitował.
- Ale to twoja przyszła żona! - nie mogłem zrozumieć jak on... po prostu to było nie do pojęcia!
- Ale rannych jest więcej, oni też mają rodziny, wiesz?! - spojrzał na mnie, znów spluwając krwią.
Powstrzymałem się, żeby znów go nie uderzyć. I ona naprawdę chce zostać jego żoną?! Wziąłem ją na ręce, zabrałem kilka rzeczy i się oddaliłem od tej cholernej plaży. Może jeśli wyssę jad z rany? Znalazłem wodę utlenioną. Przemyłem ranę i przeczyściłem wacikiem.
- Swan, masz do mnie wrócić! - jęknąłem głaszcząc jej policzek. Schyliłem się i musnąłem lekko jej sine usta swoimi. Wyssałem jad z rany i nie wiedziałem co mam robić dalej. Przytuliłem Bellę do siebie z nadzieją, że niedługo jej stan się poprawi. Nawet się nie zorientowałem, że po moich policzkach płyną łzy. Okryłem ją swoją koszulą i przycisnąłem dziewczynę sobie do piersi.
- Proszę, Bello, tak bardzo cię kocham, obudź się, Dziecinko - szepnąłem, mając nadzieję, że to tylko zły sen.

__________________________________________________

My dziś skromnie. Bo my tylko chcemy poinformować o nowej zakładce "One shot", gdzie będą się pojawiać nasze opowiadania, które piszemy sobie prywatnie dla siebie. Znajduje się już tam historia pt. "Każdy zasługuje na szczęście".  No i mamy nadzieję, że rozdzialik się podoba ^.^ 
Mrs. Punk