*Edward*
Niezmiernie się cieszyłem, że to wszystko dobiegło już końca. Ostatecznie, katastrofa lotnicza miała także swoje plusy, jednak dłuższy pobyt na tej wyspie mógłby doprowadzić do postradania zmysłów u co niektórych. Tamto miejsce było piękne i jakoś dawaliśmy sobie radę, ale tęskniliśmy za cywilizacją, głupimi mediami i internetem. Przede wszystkim za dobrym jedzeniem i mydłem. Zdecydowanie za mydłem.
Zszedłem na dół. Fajnie w końcu jest się odświeżyć. Victoria siedziała na kanapie, patrząc się na telewizor. Uniosła głowę i wwierciła we mnie spojrzenie.
- Rozumiem, że czeka nas poważna rozmowa - powiedziała spokojnie, a kąciki jej ust zadrgały. Westchnąłem i kiwnąłem głową. Nie mam zamiaru jej zbywać. Chcę być z Bellą jak najszybciej. Vic wstała i podeszła do mnie - Kochasz ją?
Zmarszczyłem brwi.
- Tak - przyznałem. Spodziewałem się, że zacznie mnie wyzywać i mnie uderzy, ale ona tylko się uśmiechnęła, przytuliła mnie i powiedziała coś, co całkowicie mnie zszokowało.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Musiałem mieć chyba otwarte usta ze zdziwienia, bo Victoria się smutno zaśmiała. Zdjęła pierścionek zaręczynowy i mi go oddała. Spojrzałem na nią.
- Daj go jej - pogłaskała mnie po policzku. - Wrócę do swojego starego mieszkania. Wielkie szczęście, że nikt go jeszcze nie kupił - oznajmiła, wzruszając ramionami.
- Victoria, ja naprawdę... - zacząłem, ale ona mi przerwała.
- Nie przepraszaj - pokręciła głową. Poszła do pokoju i spakowała swoje rzeczy. Po dwóch godzinach już jej nie było. Odwiozłem ją do jej starego mieszkania i podziękowałem. Gdy wróciłem już do siebie opadłem na kanapę. Byłem zmęczony, zszokowany i... ogólnie nie do życia. Victoria mnie zaskoczyła, bardzo pozytywnie. Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść. Nie pamiętam skąd to znam, ale najwidoczniej to prawda. Vicky mnie kochała i pragnęła mojego szczęścia, ono było ważniejsze od niej. Tylko nie wiem, dlaczego zachowywała się na wyspie... jak nie ona.
Potrząsnąłem głową i tak nic z tego nie rozumiejąc. Potrzebowałem snu we własnym łóżku, ale najpierw musiałem się dowiedzieć co z Bellą. Rozmówiła się z Thomasem? A może on jeszcze nie wrócił? Chciałem być z ukochaną, Spojrzałem na pierścionek, który leżał na stoliku. Nie dam go Belli. Kupie jej nowy, kiedy przyjdzie na to czas. Nie oświadczę się jej od razu. Mogę ją tym jeszcze wystraszyć. No i naprawdę musi upłynąć więcej czasu.
Wstałem i schowałem pierścionek do szafki. Przeciągnąłem się i wtedy właśnie usłyszałem pukanie do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Spojrzałem na zegarek. Było już późno.
- Otwarte! - jęknąłem.
Usłyszałem jak drzwi się otwierają. Odwróciłem się i od razu uśmiechnąłem, widząc Bellę. Podszedłem do niej i wziąłem torbę z jej ramienia. Stała nadal ze spuszczoną głową. Wyglądała na wykończoną.
- Wszystko dobrze? - zapytałem. Złapałem ją za podbródek i zmusiłem by na mnie spojrzała.
- Starcie z Thomasem nie należało do najprzyjemniejszych - westchnęła. Objąłem ją - Gdzie Victoria? - rozejrzała się.
- W swoim mieszkaniu - wzruszyłem ramionami - O dziwo, nie była zła. Życzyła nam szczęścia.
Zmarszczyła brwi zaskoczona. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem jej policzek.
- Wiem, miałaś ją za rudą sukę - powiedziałem. Bella zaśmiała się cicho i pokiwała głową.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łazienki.
- Kąpiel i spać - szepnęła głaszcząc mnie po policzku.
Leżałem i patrzyłem na śpiącą Bellę. W końcu ją przy sobie miałem i czułem, że to ta właściwa osoba. Moja Bella, znów przy mnie. Tu jest jej miejsce. Pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Pachniała moim szamponem, ale nadal wyczuwałem truskawkową nutkę. To był jej zapach. Jedyny, który mnie uspokajał. Choćby nie wiem co, nie pozwolę więcej na to, aby nasze drogi się rozeszły. Wtedy tak się stało przez moją głupotę, bo łatwo uwierzyłem. Ale może to i dobrze? Sam nie wiem. Teraz pozostaje nam gdybanie.
Pogłaskałem jej policzek. Była śliczna i moja. Nie dam jej nigdy skrzywdzić. I nie będę jej zaniedbywał tak jak robił to Thomas. Wiem, że nie zawsze będzie łatwo. Jednak mamy już swoje małe szczęśliwe zakończenie. Wróciliśmy z wyspy, cali i zdrowi. Dzięki tej przygodzie zakopaliśmy nasz topór wojenny i znów jesteśmy razem, jako para.
Westchnąłem cicho i wtuliłem nos w jej włosy. Byłem zmęczony, ale musiałem to wszystko przeanalizować. Wiele się wydarzyło, naprawdę silnie to się na mnie odbiło. Na Belli pewnie też, ale to mały leń, ona kocha spać. Pocałowałem ją w czoło i sam zasnąłem.
Obudziłem się pierwszy. Jak już wspominałem, Bella to straszny leń i śpioch. Mogła by przespać cały dzień. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem ostrożnie, aby jej nie zbudzić. Wciągnąłem na siebie luźne dresy i zszedłem na dół, aby zrobić śniadanie. Po krótkim zastanowieniu, zrobiłem ulubione tosty brunetki. Przynajmniej kiedyś były ulubione, nie wiem jak jest teraz. Mamy do nadrobienia kilka lat. Wiele się zmieniło. Ale teraz mamy przed sobą wiele lat wspólnego życia, więc będzie dobrze. Wiem też, że czasami będzie ciężko. W każdych związkach są przecież kłótnie. Ale my przez to przejdziemy. Przeszliśmy przez coś o wiele gorszego, więc co to będą dla nas jakieś kłótnie?
Włożyłem dwa tosty do opiekacza i wyjąłem z górnej szafki dwa kubki, do których wsypałem kawę, zalałem wodą, a potem dolałem mleka. Była dziesiąta, więc Bella jakoś zniesie to, że ją obudziłem. Kawa postawi ją na nogi.
Nałożyłem tosty i kawę na tackę i poszedłem na górę. Bella pochrapywała. Zaśmiałem się. Gdybym jej to powiedział, byłoby "Ja nie chrapię! Zdawało ci się". Prawda jest taka, że ta mała jak chrapnie to gorzej ode mnie! Nieczęsto jej się to zdarza, ale jak już to porządnie. Pokręciłem głową. Położyłem tacę ze śniadaniem na szafce obok łóżka, a sam się wpakowałem koło niej. Zacząłem delikatnie ją całować. Mruknęła coś niewyraźnie i machnęła ręką, uderzając mnie.
- Ała! - przygryzłem jej dolną wargę. - Nie bij mnie.
- To mnie nie budź - mruknęła, odwracając się do mnie plecami.
- To nie. A zrobiłem ci śniadanie - westchnąłem, robiąc minę męczennika - Jak zwykle nikt...
- Śniadanie? - przerwała mi i przekręciła się na plecy - Przepraszam - uniosła się i szybko mnie pocałowała.
- Wolisz śniadanie ode mnie, okej - wydąłem usta.
- W tej chwili tak kochanie. Wybacz. Jestem diabelnie głodna.
- Jak zwykle nikt mnie nie docenia - powiedziałem to, co miałem powiedzieć wcześniej, ale mi przerwano. Bella spojrzała na mnie z tostem w buzi. Odłożyła go, przełknęła i mocno się we mnie wtuliła, całując. Pogłaskałem ją po plecach i uśmiechnąłem się.
- Kocham cię, mała, zjedz - przeczesałem jej włosy. Podarowała mi jeszcze jednego, małego całusa i pokiwała głową. Wróciła do jedzenia. Ja także się poczęstowałem.
- Tęskniłam za kawą - zamruczała, pijąc gorący napój. Musiałem przyznać jej rację.
- Straszne z nas mieszczuchy - zachichotałem.
- Mhm - pokiwała głową i oblizała usta - Nigdy więcej nie wsiadamy do samolotu - oparła się o mnie plecami.
- Nigdy więcej - objąłem ją i pocałowałem w tył głowy - Ale przynajmniej się pogodziliśmy i jesteśmy razem.
- W każdej katastrofie jest jakiś plus - zachichotała. - Wcześniej nawet o tym myślałam, że gdyby nie ta katastrofa... Byłabym już żoną Thomasa - zadrżała na tę myśl. Oplotłem mocniej swoje ramiona wokół niej i pocałowałem ją.
- Ale jesteś tu, ze mną i to moją żoną zostaniesz - powiedziałem pewnie. Milczała, a potem odwróciła się do mnie, przygryzała wargę uśmiechając się delikatnie. Uniosłem brew w pytającym geście.
- Zostanę? - szepnęła cicho, a ja pokiwałem głową.
Rzuciła się na mnie, szaleńczo całując i przeczesując moje włosy.
- Od zawsze podobało mi się twoje nazwisko - zaczęła się śmiać w moje usta. Wywróciłem oczami. To jest moja Bella. Jedyna osoba, którą kocham.
Zszedłem na dół. Fajnie w końcu jest się odświeżyć. Victoria siedziała na kanapie, patrząc się na telewizor. Uniosła głowę i wwierciła we mnie spojrzenie.
- Rozumiem, że czeka nas poważna rozmowa - powiedziała spokojnie, a kąciki jej ust zadrgały. Westchnąłem i kiwnąłem głową. Nie mam zamiaru jej zbywać. Chcę być z Bellą jak najszybciej. Vic wstała i podeszła do mnie - Kochasz ją?
Zmarszczyłem brwi.
- Tak - przyznałem. Spodziewałem się, że zacznie mnie wyzywać i mnie uderzy, ale ona tylko się uśmiechnęła, przytuliła mnie i powiedziała coś, co całkowicie mnie zszokowało.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Musiałem mieć chyba otwarte usta ze zdziwienia, bo Victoria się smutno zaśmiała. Zdjęła pierścionek zaręczynowy i mi go oddała. Spojrzałem na nią.
- Daj go jej - pogłaskała mnie po policzku. - Wrócę do swojego starego mieszkania. Wielkie szczęście, że nikt go jeszcze nie kupił - oznajmiła, wzruszając ramionami.
- Victoria, ja naprawdę... - zacząłem, ale ona mi przerwała.
- Nie przepraszaj - pokręciła głową. Poszła do pokoju i spakowała swoje rzeczy. Po dwóch godzinach już jej nie było. Odwiozłem ją do jej starego mieszkania i podziękowałem. Gdy wróciłem już do siebie opadłem na kanapę. Byłem zmęczony, zszokowany i... ogólnie nie do życia. Victoria mnie zaskoczyła, bardzo pozytywnie. Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść. Nie pamiętam skąd to znam, ale najwidoczniej to prawda. Vicky mnie kochała i pragnęła mojego szczęścia, ono było ważniejsze od niej. Tylko nie wiem, dlaczego zachowywała się na wyspie... jak nie ona.
Potrząsnąłem głową i tak nic z tego nie rozumiejąc. Potrzebowałem snu we własnym łóżku, ale najpierw musiałem się dowiedzieć co z Bellą. Rozmówiła się z Thomasem? A może on jeszcze nie wrócił? Chciałem być z ukochaną, Spojrzałem na pierścionek, który leżał na stoliku. Nie dam go Belli. Kupie jej nowy, kiedy przyjdzie na to czas. Nie oświadczę się jej od razu. Mogę ją tym jeszcze wystraszyć. No i naprawdę musi upłynąć więcej czasu.
Wstałem i schowałem pierścionek do szafki. Przeciągnąłem się i wtedy właśnie usłyszałem pukanie do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Spojrzałem na zegarek. Było już późno.
- Otwarte! - jęknąłem.
Usłyszałem jak drzwi się otwierają. Odwróciłem się i od razu uśmiechnąłem, widząc Bellę. Podszedłem do niej i wziąłem torbę z jej ramienia. Stała nadal ze spuszczoną głową. Wyglądała na wykończoną.
- Wszystko dobrze? - zapytałem. Złapałem ją za podbródek i zmusiłem by na mnie spojrzała.
- Starcie z Thomasem nie należało do najprzyjemniejszych - westchnęła. Objąłem ją - Gdzie Victoria? - rozejrzała się.
- W swoim mieszkaniu - wzruszyłem ramionami - O dziwo, nie była zła. Życzyła nam szczęścia.
Zmarszczyła brwi zaskoczona. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem jej policzek.
- Wiem, miałaś ją za rudą sukę - powiedziałem. Bella zaśmiała się cicho i pokiwała głową.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łazienki.
- Kąpiel i spać - szepnęła głaszcząc mnie po policzku.
Leżałem i patrzyłem na śpiącą Bellę. W końcu ją przy sobie miałem i czułem, że to ta właściwa osoba. Moja Bella, znów przy mnie. Tu jest jej miejsce. Pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Pachniała moim szamponem, ale nadal wyczuwałem truskawkową nutkę. To był jej zapach. Jedyny, który mnie uspokajał. Choćby nie wiem co, nie pozwolę więcej na to, aby nasze drogi się rozeszły. Wtedy tak się stało przez moją głupotę, bo łatwo uwierzyłem. Ale może to i dobrze? Sam nie wiem. Teraz pozostaje nam gdybanie.
Pogłaskałem jej policzek. Była śliczna i moja. Nie dam jej nigdy skrzywdzić. I nie będę jej zaniedbywał tak jak robił to Thomas. Wiem, że nie zawsze będzie łatwo. Jednak mamy już swoje małe szczęśliwe zakończenie. Wróciliśmy z wyspy, cali i zdrowi. Dzięki tej przygodzie zakopaliśmy nasz topór wojenny i znów jesteśmy razem, jako para.
Westchnąłem cicho i wtuliłem nos w jej włosy. Byłem zmęczony, ale musiałem to wszystko przeanalizować. Wiele się wydarzyło, naprawdę silnie to się na mnie odbiło. Na Belli pewnie też, ale to mały leń, ona kocha spać. Pocałowałem ją w czoło i sam zasnąłem.
Obudziłem się pierwszy. Jak już wspominałem, Bella to straszny leń i śpioch. Mogła by przespać cały dzień. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem ostrożnie, aby jej nie zbudzić. Wciągnąłem na siebie luźne dresy i zszedłem na dół, aby zrobić śniadanie. Po krótkim zastanowieniu, zrobiłem ulubione tosty brunetki. Przynajmniej kiedyś były ulubione, nie wiem jak jest teraz. Mamy do nadrobienia kilka lat. Wiele się zmieniło. Ale teraz mamy przed sobą wiele lat wspólnego życia, więc będzie dobrze. Wiem też, że czasami będzie ciężko. W każdych związkach są przecież kłótnie. Ale my przez to przejdziemy. Przeszliśmy przez coś o wiele gorszego, więc co to będą dla nas jakieś kłótnie?
Włożyłem dwa tosty do opiekacza i wyjąłem z górnej szafki dwa kubki, do których wsypałem kawę, zalałem wodą, a potem dolałem mleka. Była dziesiąta, więc Bella jakoś zniesie to, że ją obudziłem. Kawa postawi ją na nogi.
Nałożyłem tosty i kawę na tackę i poszedłem na górę. Bella pochrapywała. Zaśmiałem się. Gdybym jej to powiedział, byłoby "Ja nie chrapię! Zdawało ci się". Prawda jest taka, że ta mała jak chrapnie to gorzej ode mnie! Nieczęsto jej się to zdarza, ale jak już to porządnie. Pokręciłem głową. Położyłem tacę ze śniadaniem na szafce obok łóżka, a sam się wpakowałem koło niej. Zacząłem delikatnie ją całować. Mruknęła coś niewyraźnie i machnęła ręką, uderzając mnie.
- Ała! - przygryzłem jej dolną wargę. - Nie bij mnie.
- To mnie nie budź - mruknęła, odwracając się do mnie plecami.
- To nie. A zrobiłem ci śniadanie - westchnąłem, robiąc minę męczennika - Jak zwykle nikt...
- Śniadanie? - przerwała mi i przekręciła się na plecy - Przepraszam - uniosła się i szybko mnie pocałowała.
- Wolisz śniadanie ode mnie, okej - wydąłem usta.
- W tej chwili tak kochanie. Wybacz. Jestem diabelnie głodna.
- Jak zwykle nikt mnie nie docenia - powiedziałem to, co miałem powiedzieć wcześniej, ale mi przerwano. Bella spojrzała na mnie z tostem w buzi. Odłożyła go, przełknęła i mocno się we mnie wtuliła, całując. Pogłaskałem ją po plecach i uśmiechnąłem się.
- Kocham cię, mała, zjedz - przeczesałem jej włosy. Podarowała mi jeszcze jednego, małego całusa i pokiwała głową. Wróciła do jedzenia. Ja także się poczęstowałem.
- Tęskniłam za kawą - zamruczała, pijąc gorący napój. Musiałem przyznać jej rację.
- Straszne z nas mieszczuchy - zachichotałem.
- Mhm - pokiwała głową i oblizała usta - Nigdy więcej nie wsiadamy do samolotu - oparła się o mnie plecami.
- Nigdy więcej - objąłem ją i pocałowałem w tył głowy - Ale przynajmniej się pogodziliśmy i jesteśmy razem.
- W każdej katastrofie jest jakiś plus - zachichotała. - Wcześniej nawet o tym myślałam, że gdyby nie ta katastrofa... Byłabym już żoną Thomasa - zadrżała na tę myśl. Oplotłem mocniej swoje ramiona wokół niej i pocałowałem ją.
- Ale jesteś tu, ze mną i to moją żoną zostaniesz - powiedziałem pewnie. Milczała, a potem odwróciła się do mnie, przygryzała wargę uśmiechając się delikatnie. Uniosłem brew w pytającym geście.
- Zostanę? - szepnęła cicho, a ja pokiwałem głową.
Rzuciła się na mnie, szaleńczo całując i przeczesując moje włosy.
- Od zawsze podobało mi się twoje nazwisko - zaczęła się śmiać w moje usta. Wywróciłem oczami. To jest moja Bella. Jedyna osoba, którą kocham.
_____________________________________________________________
Kinga: Hm, rozdział jest. Nie jest najlepszy, właściwie ciężko go sklasyfikować. Strasznie nam się go pisało, bo nie miałyśmy pojęcia co napisać. Jednak wiemy, co znajdzie się w następnym. Epilog. Tak, tak. Szybko, ale cóż, czasami tak już jest. Mamy w planach następnego bloga, jest już gotowy (czekamy tylko na zwiastun), razem z epilogiem dodamy link to niego :) Więc... Tyle :)
Natalia: Co ja tu mogę powiedzieć? Z rozdziału zadowolona zbytnio nie jestem. Ogólnie z tego jak potoczyło się NW. To wszystko miało być inaczej. Ale cóż, spieprzyłyśmy sprawę, więc są tego konsekwencje :) Na pewno nie pozwolimy aby kolejny nasz blog był powtórką tego :)