Edward
Wiem, że nie za bardzo się lubimy. Dobra, ale cholera, ja chociaż starałem się być miły, a Swan zachowywała się po prostu obrzydliwie wrednie. Nie wiem czemu ten dzieciak tak ją polubił, ona w ogóle ma jakiś urok osobisty? Kiedyś go miała, owszem, ale całkowicie go straciła. Może ma pochowane jakieś szczątki dawnej siebie? Uch, raczej nie. Jest pożarta przez nienawiść do cna. Jeszcze gorzej niż ja! Wtedy w samolocie, w obliczu śmierci, lubiłem ją bardziej. Bezbronna i roztrzęsiona jest milsza.
Swan co się z tobą stało? Lubiłem ją, ale teraz... Po prostu jej nienawidzę. Chciałbym to zmienić, ale ta wydra mi to uniemożliwia! Dziwie się jej frajerowi jak z nią wytrzymuje, chociaż teraz to jego w ogóle przy niej nie ma. Może się na niej poznał?
- Edwardzie, kiedy się stąd wydostaniemy? - zapytała Victoria, mocniej się we mnie wtulając. Złożyłem pocałunek na jej czole.
- Nie wiem, kochanie. Mam nadzieję, że niedługo. Jestem tu z tobą, więc się nie martw. - oparłem się brodą o jej głowę.
- Właśnie dlatego się nie martwię. - szepnęła z lekkim uśmiechem i uniosła głowę aby mnie pocałować, oczywiście odwzajemniłem pocałunek i przyciągnąłem ją mocniej do siebie. Przygryzłem jej dolną wargę, a ona się zaśmiała.
- Jeśli się stąd wydostaniemy cali i zdrowi to, to nawet niezła przygoda. - powiedziała, wzruszając ramionami, a ja przeczesałem jej włosy. Och, cała Vicky, moja optymistka.
- Mhm. - przyznałem jej rację i pocałowałem w nosek. - Całkiem niezła, no i ciepło i ładnie, można pomyśleć, że to wakacje, aby się nie martwić.
- A co z rannymi? - zapytała dziewczyna, pogłaskałem ją po policzku.
- Nie ma ich zbyt dużo, a jak ktoś jest ranny to nie jest to groźne. Mieliśmy cholerne szczęście, wiesz? - powiedziałem, zakołysałem nami.
- Cullen, ty szczęściarzu! - dźgnęła mnie w żebra.
Zaśmiałem się i oparłem plecami o pobliskie drzewo.
- Głupi zawsze ma szczęście, coś w tym musi być. - wyszczerzyłem zęby. Vicky przekręciła się i usiadła okrakiem na moich kolanach. Objęła mnie rękoma za szyję i co chwile muskała moje usta swoimi.
- Ale... jesteś... moim... głupkiem. - wymruczała między pocałunkami, które z chęcią oddawałem. Uśmiechnąłem się w jej usta i skubnąłem zębami jej wargę.
- Miałaś kiedyś co do tego wątpliwości? - położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem ją bliżej, o ile było to możliwe. Dziewczyna wtuliła się we mnie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Nie. Nigdy nie dałeś mi powodu, abym myślała inaczej. - wyszeptała. - Kocham cię.
- Ja ciebie też Vicky. - przycisnąłem usta do jej skroni i uśmiechnąłem się lekko. - Gdy wrócimy, zajmiemy się organizacją naszego wesela.
- Już się nie mogę doczekać, aż będziesz tylko mój. W każdym znaczeniu tego słowa. - odsunęła się ode mnie na kilka centymetrów i dostrzegłem jej szeroki uśmiech.
- Już jestem twój. W każdym znaczeniu tego słowa. - położyłem dłoń na policzku dziewczyny i przesunąłem kciukiem po jej wargach, które pod moim dotykiem lekko się uchyliły.
- Po ślubie będziesz jeszcze bardziej. - wychrypiała cicho. - Podnieciłeś mnie, Cullen.
- Och, no to coś trzeba z tym zrobić, prawda? - uniosłem brwi z cwanym uśmieszkiem. Usiadłem i przyciągnąłem jej biodra do moich, sapnęła cicho a ja zachichotałem. Zgromiła mnie wzrokiem, polizałem jej dolną wargę, a ona chętnie uchyliła wargi i wciągnęła mój język do swoich ust. Zamruczałem zadowolony jej smakiem i otarłem się o nią.
- Musimy znaleźć jakieś ładne miejsce... - wydyszała, a ja wstałem z nią na rękach. Oplotła mnie nogami w pasie. Ruszyłem w stronę lasu, gdy byłem już pewny że nikt nas nie usłyszy ani nie zobaczy przyparłem ukochaną do drzewa i zdjąłem jej ubrania. Potrzebowaliśmy tego oboje.
Siedzieliśmy zmęczeni na piasku. Victoria całowała leniwie moje ramię, a ja obserwowałem ją z uśmiechem. Mimowolnie pomyślałem o Belli. Ciekawe czy jest sama, czy ten skurwiel się nią zajął. Nie myślcie, że ja coś do niej.. Blee... Ale jakby nie patrzeć była kiedyś moją przyjaciółką, tak?
Była nawet bardzo bliską przyjaciółką. I wszystko się zmieniło przez jedną imprezę. Może powinienem był to z nią wyjaśnić, zamiast ślepo wszystkim wierzyć? Ale przecież... widziałem nagranie, tak? Chociaż szczerze mówiąc wolałbym go nie widzieć. Cholernie mnie to zabolało, bo tak naprawdę.. czułem do Belli coś więcej niż tylko sympatię. Było, minęło. Nie ma co rozpamiętywać. Przeszłości się nie zmieni, prawda? Chociaż ta możliwość byłaby bardzo przyjemna.
Przycisnąłem wargi do czoła Victorii i wciągnąłem powietrze przez nos, napawając się jej cudownym zapachem. Jej dłoń powędrowała na mój tors i zaczęła go masować, na co cicho zamruczałem. To było przyjemne i lubiłem gdy to robiła.
Moje myśli ponownie powędrowały ku Belli. Ona jako jedyna znała (nie wiem czy nadal je pamięta) pewne miejsce na moim ciele. Cóż, w tamtych czasach ona znała mnie lepiej niż ja sam siebie. Wydawało mi się, że ja też ją znam bardzo dobrze, ale niestety okazało się inaczej. W każdym bądź razie masaż jaki fundowała mi Bella był najlepszy na świecie, jednak jakoś nie jest to rzecz, którą chętnie dzielę się ze światem, przede wszystkim z moją kobietą.
Po jakimś czasie ubraliśmy się, a Victoria zasnęła. Przeniosłem ją na plażę i pocałowałem w czoło. Moja kochana. Sam rozejrzałem się po otoczeniu. Nigdzie nie widziałem Belli, za to ten cały Thomas spał na piasku, pewnie zmęczony całodziennym pomaganiem. Ech. To trzeba jej poszukać. Długo tego robić nie musiałem, ponieważ siedziała w resztkach samolotu. Uniosłem brew i usiadłem obok niej. Sam nie wiem po co i czemu.
- Cześć. - mruknąłem, patrząc na nią. W jej oczach lśniły łzy. Kurwa! Przecież jej musi być tak cholernie ciężko. Vicky ma mnie, a Bella jest w tej gównianej sytuacji całkiem sama, bo ten dureń się nią nie opiekuje. - Wszystko w porządku?
Bella spojrzała na mnie, wpierw ocierając łzy wierzchem dłoni i pociągając nosem.
- Tak, jasne. A dlaczego miałoby być inaczej? - zapytała cicho. Czy ona naprawdę myśli, że nie zauważyłem, że płakała?
- Bella, przestań udawać. - westchnąłem cicho i usiadłem obok niej, zginając nogi w kolanach. Spojrzałem na nią uważnie. - Chodzi o tego... - odchrząknąłem. - O Thomasa? - no, nie spodobałoby się jej gdybym nazwał go "skurwysynem".
- Nie. - mruknęła. - Tak, nie, znaczy... kurwa. - jej głowa opadła, a po policzkach spłynęły jej łzy. Zacisnąłem usta i objąłem ją lekko, przytulając delikatnie jej ciało do swojego. Pachniała jak zawsze, truskawkami i wanilią, tak słodko i dziewczęco. Wyjątkowo. Nie wyrywała mi się, co dziwne, po prostu oparła się policzkiem o mój tors.
- Wszystko będzie okej, Dziewczynko. - mruknąłem w jej włosy, zawsze ją tak nazywałem.
- Przestań, nie mamy po siedemnaście lat... - walnęła mnie w tors. - Niestety.
Zaśmiałem się cicho.
- Wtedy byłaś najbardziej szaloną dziewczyną jaką znałem. - stwierdziłem i uśmiechnąłem się lekko. Zakołysałem nami i zapatrzyłem się na spokojne morze. - Nadal nie masz żadnych zahamowań? - zapytałem, chcąc się upewnić.
Miło by było odkryć, że nie za wiele się zmieniła od czasów licealnych. Ale wiedziałem, że to co było między nami nigdy nie powróci. Może... gdyby nie to co się stało, to ona byłaby teraz moją narzeczoną, a nie Vick? Albo nawet żoną? Westchnąłem w duchu. Nie ma co teraz gdybać.
- Odezwał się ten, co te zahamowania ma. Mnie się wydaje, czy ty się miziałeś ze swoją rudą. - odkasłała - ... dziewczyną w samolocie? - uniosła brew z wrednym uśmiechem. Szturchnąłem ją ze śmiechem. Wariatka.
- Wszystko zauważysz, co? - mruknąłem niezbyt w sumie zadowolony, że to zauważyła.
- No, coś w tym jest. - zmarszczyła nos.
- Nie marszcz tak nosa, bo szybciej dostaniesz zmarszczek. - zauważyłem rozbawiony.
Cieszyłem się, że teraz rozmawialiśmy tak, jakby te wiele lat "nienawiści" były tylko wyobrażeniem, snem. Zastanawiałem się tylko, jak długo ten czas potrwa. Może kilka minut? Kilka godzin? Albo do następnego dnia. Wrócimy do swojej codzienności, obdarzając się nienawistnymi spojrzeniami i złośliwymi uwagami. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, jak za nią tęskniłem. Za naszą przyjaźnią. Ciekawe czy ona poczuła to samo, możliwe bo wpatrywała się we mnie, tak jakby zaciekawiona.
- O czym myślisz, dupku? - zapytała, miała poważny ton, ale lekko się uśmiechała.
- O tobie, Swan. - przyznałem, z lekkim westchnięciem. - Już ci lepiej? - pogłaskałem jej ramię, a ona pokiwała głową i dała mi dość mocną sójkę w bok.
- Już okay. - wstała i szybko pocałowała mnie w policzek. - Dziękuję, Cullen. - pociągnęła mnie lekko za włosy i wyszła z kadłuba.
Jeszcze przez chwile czułem jej usta na swojej skórze. Jakiś przełom w naszej znajomości... Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem za nią. Szybko ją dogoniłem i szliśmy w milczeniu, stykając się ramionami. Schowałem ręce do kieszeni spodni.
- Wiem... że między nami nie jest najlepiej... - zacząłem i zmarszczyłem brwi. - Ale chce abyś wiedziała, że w razie czego zawsze możesz na mnie liczyć.
Bella się zdziwiła moimi słowami, bo spojrzała na mnie tak, jakbym właśnie powiedział, że widziałem kosmitów.
- Um, no dzięki. - kopnęła piasek, widocznie zawstydzona i skrępowana moim wyznaniem, odetchnęła i spojrzała na mnie. - Tak naprawdę, nawet jeśli byś mi tego nie powiedział, a ja miałabym jakiś problem przyszłabym właśnie do ciebie. Ty mnie, mimo wszystko, znasz najlepiej. Cokolwiek. - pokiwała głową w przód i w tył, jakby bolała ją szyja i chciała ja rozruszać. - Szkoda, że tak po prostu odszedłeś... - spojrzała na mnie z bólem.
I zrozumiałem. Tak naprawdę pod tą maską zimnej suki, nadal kryje się moja Bella. Moja najlepsza przyjaciółka.
Swan co się z tobą stało? Lubiłem ją, ale teraz... Po prostu jej nienawidzę. Chciałbym to zmienić, ale ta wydra mi to uniemożliwia! Dziwie się jej frajerowi jak z nią wytrzymuje, chociaż teraz to jego w ogóle przy niej nie ma. Może się na niej poznał?
- Edwardzie, kiedy się stąd wydostaniemy? - zapytała Victoria, mocniej się we mnie wtulając. Złożyłem pocałunek na jej czole.
- Nie wiem, kochanie. Mam nadzieję, że niedługo. Jestem tu z tobą, więc się nie martw. - oparłem się brodą o jej głowę.
- Właśnie dlatego się nie martwię. - szepnęła z lekkim uśmiechem i uniosła głowę aby mnie pocałować, oczywiście odwzajemniłem pocałunek i przyciągnąłem ją mocniej do siebie. Przygryzłem jej dolną wargę, a ona się zaśmiała.
- Jeśli się stąd wydostaniemy cali i zdrowi to, to nawet niezła przygoda. - powiedziała, wzruszając ramionami, a ja przeczesałem jej włosy. Och, cała Vicky, moja optymistka.
- Mhm. - przyznałem jej rację i pocałowałem w nosek. - Całkiem niezła, no i ciepło i ładnie, można pomyśleć, że to wakacje, aby się nie martwić.
- A co z rannymi? - zapytała dziewczyna, pogłaskałem ją po policzku.
- Nie ma ich zbyt dużo, a jak ktoś jest ranny to nie jest to groźne. Mieliśmy cholerne szczęście, wiesz? - powiedziałem, zakołysałem nami.
- Cullen, ty szczęściarzu! - dźgnęła mnie w żebra.
Zaśmiałem się i oparłem plecami o pobliskie drzewo.
- Głupi zawsze ma szczęście, coś w tym musi być. - wyszczerzyłem zęby. Vicky przekręciła się i usiadła okrakiem na moich kolanach. Objęła mnie rękoma za szyję i co chwile muskała moje usta swoimi.
- Ale... jesteś... moim... głupkiem. - wymruczała między pocałunkami, które z chęcią oddawałem. Uśmiechnąłem się w jej usta i skubnąłem zębami jej wargę.
- Miałaś kiedyś co do tego wątpliwości? - położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem ją bliżej, o ile było to możliwe. Dziewczyna wtuliła się we mnie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Nie. Nigdy nie dałeś mi powodu, abym myślała inaczej. - wyszeptała. - Kocham cię.
- Ja ciebie też Vicky. - przycisnąłem usta do jej skroni i uśmiechnąłem się lekko. - Gdy wrócimy, zajmiemy się organizacją naszego wesela.
- Już się nie mogę doczekać, aż będziesz tylko mój. W każdym znaczeniu tego słowa. - odsunęła się ode mnie na kilka centymetrów i dostrzegłem jej szeroki uśmiech.
- Już jestem twój. W każdym znaczeniu tego słowa. - położyłem dłoń na policzku dziewczyny i przesunąłem kciukiem po jej wargach, które pod moim dotykiem lekko się uchyliły.
- Po ślubie będziesz jeszcze bardziej. - wychrypiała cicho. - Podnieciłeś mnie, Cullen.
- Och, no to coś trzeba z tym zrobić, prawda? - uniosłem brwi z cwanym uśmieszkiem. Usiadłem i przyciągnąłem jej biodra do moich, sapnęła cicho a ja zachichotałem. Zgromiła mnie wzrokiem, polizałem jej dolną wargę, a ona chętnie uchyliła wargi i wciągnęła mój język do swoich ust. Zamruczałem zadowolony jej smakiem i otarłem się o nią.
- Musimy znaleźć jakieś ładne miejsce... - wydyszała, a ja wstałem z nią na rękach. Oplotła mnie nogami w pasie. Ruszyłem w stronę lasu, gdy byłem już pewny że nikt nas nie usłyszy ani nie zobaczy przyparłem ukochaną do drzewa i zdjąłem jej ubrania. Potrzebowaliśmy tego oboje.
Siedzieliśmy zmęczeni na piasku. Victoria całowała leniwie moje ramię, a ja obserwowałem ją z uśmiechem. Mimowolnie pomyślałem o Belli. Ciekawe czy jest sama, czy ten skurwiel się nią zajął. Nie myślcie, że ja coś do niej.. Blee... Ale jakby nie patrzeć była kiedyś moją przyjaciółką, tak?
Była nawet bardzo bliską przyjaciółką. I wszystko się zmieniło przez jedną imprezę. Może powinienem był to z nią wyjaśnić, zamiast ślepo wszystkim wierzyć? Ale przecież... widziałem nagranie, tak? Chociaż szczerze mówiąc wolałbym go nie widzieć. Cholernie mnie to zabolało, bo tak naprawdę.. czułem do Belli coś więcej niż tylko sympatię. Było, minęło. Nie ma co rozpamiętywać. Przeszłości się nie zmieni, prawda? Chociaż ta możliwość byłaby bardzo przyjemna.
Przycisnąłem wargi do czoła Victorii i wciągnąłem powietrze przez nos, napawając się jej cudownym zapachem. Jej dłoń powędrowała na mój tors i zaczęła go masować, na co cicho zamruczałem. To było przyjemne i lubiłem gdy to robiła.
Moje myśli ponownie powędrowały ku Belli. Ona jako jedyna znała (nie wiem czy nadal je pamięta) pewne miejsce na moim ciele. Cóż, w tamtych czasach ona znała mnie lepiej niż ja sam siebie. Wydawało mi się, że ja też ją znam bardzo dobrze, ale niestety okazało się inaczej. W każdym bądź razie masaż jaki fundowała mi Bella był najlepszy na świecie, jednak jakoś nie jest to rzecz, którą chętnie dzielę się ze światem, przede wszystkim z moją kobietą.
Po jakimś czasie ubraliśmy się, a Victoria zasnęła. Przeniosłem ją na plażę i pocałowałem w czoło. Moja kochana. Sam rozejrzałem się po otoczeniu. Nigdzie nie widziałem Belli, za to ten cały Thomas spał na piasku, pewnie zmęczony całodziennym pomaganiem. Ech. To trzeba jej poszukać. Długo tego robić nie musiałem, ponieważ siedziała w resztkach samolotu. Uniosłem brew i usiadłem obok niej. Sam nie wiem po co i czemu.
- Cześć. - mruknąłem, patrząc na nią. W jej oczach lśniły łzy. Kurwa! Przecież jej musi być tak cholernie ciężko. Vicky ma mnie, a Bella jest w tej gównianej sytuacji całkiem sama, bo ten dureń się nią nie opiekuje. - Wszystko w porządku?
Bella spojrzała na mnie, wpierw ocierając łzy wierzchem dłoni i pociągając nosem.
- Tak, jasne. A dlaczego miałoby być inaczej? - zapytała cicho. Czy ona naprawdę myśli, że nie zauważyłem, że płakała?
- Bella, przestań udawać. - westchnąłem cicho i usiadłem obok niej, zginając nogi w kolanach. Spojrzałem na nią uważnie. - Chodzi o tego... - odchrząknąłem. - O Thomasa? - no, nie spodobałoby się jej gdybym nazwał go "skurwysynem".
- Nie. - mruknęła. - Tak, nie, znaczy... kurwa. - jej głowa opadła, a po policzkach spłynęły jej łzy. Zacisnąłem usta i objąłem ją lekko, przytulając delikatnie jej ciało do swojego. Pachniała jak zawsze, truskawkami i wanilią, tak słodko i dziewczęco. Wyjątkowo. Nie wyrywała mi się, co dziwne, po prostu oparła się policzkiem o mój tors.
- Wszystko będzie okej, Dziewczynko. - mruknąłem w jej włosy, zawsze ją tak nazywałem.
- Przestań, nie mamy po siedemnaście lat... - walnęła mnie w tors. - Niestety.
Zaśmiałem się cicho.
- Wtedy byłaś najbardziej szaloną dziewczyną jaką znałem. - stwierdziłem i uśmiechnąłem się lekko. Zakołysałem nami i zapatrzyłem się na spokojne morze. - Nadal nie masz żadnych zahamowań? - zapytałem, chcąc się upewnić.
Miło by było odkryć, że nie za wiele się zmieniła od czasów licealnych. Ale wiedziałem, że to co było między nami nigdy nie powróci. Może... gdyby nie to co się stało, to ona byłaby teraz moją narzeczoną, a nie Vick? Albo nawet żoną? Westchnąłem w duchu. Nie ma co teraz gdybać.
- Odezwał się ten, co te zahamowania ma. Mnie się wydaje, czy ty się miziałeś ze swoją rudą. - odkasłała - ... dziewczyną w samolocie? - uniosła brew z wrednym uśmiechem. Szturchnąłem ją ze śmiechem. Wariatka.
- Wszystko zauważysz, co? - mruknąłem niezbyt w sumie zadowolony, że to zauważyła.
- No, coś w tym jest. - zmarszczyła nos.
- Nie marszcz tak nosa, bo szybciej dostaniesz zmarszczek. - zauważyłem rozbawiony.
Cieszyłem się, że teraz rozmawialiśmy tak, jakby te wiele lat "nienawiści" były tylko wyobrażeniem, snem. Zastanawiałem się tylko, jak długo ten czas potrwa. Może kilka minut? Kilka godzin? Albo do następnego dnia. Wrócimy do swojej codzienności, obdarzając się nienawistnymi spojrzeniami i złośliwymi uwagami. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, jak za nią tęskniłem. Za naszą przyjaźnią. Ciekawe czy ona poczuła to samo, możliwe bo wpatrywała się we mnie, tak jakby zaciekawiona.
- O czym myślisz, dupku? - zapytała, miała poważny ton, ale lekko się uśmiechała.
- O tobie, Swan. - przyznałem, z lekkim westchnięciem. - Już ci lepiej? - pogłaskałem jej ramię, a ona pokiwała głową i dała mi dość mocną sójkę w bok.
- Już okay. - wstała i szybko pocałowała mnie w policzek. - Dziękuję, Cullen. - pociągnęła mnie lekko za włosy i wyszła z kadłuba.
Jeszcze przez chwile czułem jej usta na swojej skórze. Jakiś przełom w naszej znajomości... Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem za nią. Szybko ją dogoniłem i szliśmy w milczeniu, stykając się ramionami. Schowałem ręce do kieszeni spodni.
- Wiem... że między nami nie jest najlepiej... - zacząłem i zmarszczyłem brwi. - Ale chce abyś wiedziała, że w razie czego zawsze możesz na mnie liczyć.
Bella się zdziwiła moimi słowami, bo spojrzała na mnie tak, jakbym właśnie powiedział, że widziałem kosmitów.
- Um, no dzięki. - kopnęła piasek, widocznie zawstydzona i skrępowana moim wyznaniem, odetchnęła i spojrzała na mnie. - Tak naprawdę, nawet jeśli byś mi tego nie powiedział, a ja miałabym jakiś problem przyszłabym właśnie do ciebie. Ty mnie, mimo wszystko, znasz najlepiej. Cokolwiek. - pokiwała głową w przód i w tył, jakby bolała ją szyja i chciała ja rozruszać. - Szkoda, że tak po prostu odszedłeś... - spojrzała na mnie z bólem.
I zrozumiałem. Tak naprawdę pod tą maską zimnej suki, nadal kryje się moja Bella. Moja najlepsza przyjaciółka.
_____________________________________________________________________
Yup, to by było na tyle. Rozdział powstawał długo, ale cóż warto było czekać, no nie? Bynajmniej nam się tak wydaje, bo nam rozdział się podoba. Powtarzam się, prawda? ;-; Dobra, jakby nie było. Na blogu zawitał także nowy szablon, ładny? Tyle ode mnie. Wampirek.
No więc.. Mnie rozdział również się podoba, tak samo jak i szablon. Cudny. Kochani, mam dla was informację, a zarazem prośbę! :) Nasz kochany wampirek rozpoczął staż na szablownicy :) Liczę, że pomożecie jej wygrać. Wystarczy, że zagłosujecie w tej ślicznej sondzie na "Mrs. Punk" - czyli na naszą Kinie, a mojego Potworka :3 Oto link do sony: http://sonda.hanzo.pl/sondy,226661,kNf5.html. Do kolejnego rozdziału.
s.w.e.e.t.n.e.s.s
Pozdrawiamy,
Wampirek
i s.w.e.e.t.n.e.s.s
Super rozdział. Po prostu zarąbisty!
OdpowiedzUsuńSuper, że w końcu pojawił się rozdział.
Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
Pozdrawiam i życzę weny ;-)
Jej!
UsuńJestem pierwsza ;-D
Super rozdział, mam nadzieję, że ich stosunki będą coraz lepsze, aż w końcu odkryją jakieś wspaniałe uczucie <3
OdpowiedzUsuńDziewczyny jesteście niesamowite, piszcie dalej, życzę Wam weny ! :*
Super rozdział, nic dodać nic ująć. Fajnie, że Bella i Edward mają takie dobre kontakty. Czekam na nn, dodaj ją szybko i nie każ nam tak długo czekać. Całuski :*
OdpowiedzUsuńŁo kurde! Jaka impreza? Co tam sie stało? Kiedy wreszcie wyjasnicie, czemu oni sie tak nie lubia? No, wprawdzie teraz już chyba zaczynają za sobą oboje tęsknić...
OdpowiedzUsuńTaaaak, warto było czekać ;) jak zwykle :***
Rozdział świetny!
Czekam na NN!
Buziaki ;*.
Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Nic dodać nic ująć :D
OdpowiedzUsuńPozostaje tylko Czekać na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Nie trzymaj w niepewności dlaczego bella i edi się poklucili :)
Pozdrawiam :**Niech wena będzie z TOBĄ!